Friday, September 27, 2013

Miasto Słonego Jeziora

Kurcze, powinnam pisać po polsku. Dlaczego? Bo przecież moi najwięksi fani nie mówią po angielsku. Mamo, tato, to dla Was, żebyście byli na bieżąco z moimi podróżami, bo czasem łapanie się na Skypie zawodzi. 22. sierpnia wyjechaliśmy na 10 godzinną 'road trip' czyli popularny sposób podróżowania w Stanach. My, samochód, dużo jedzenia i płynów i droga. Czasem byliśmy otoczeni lasami, czasem górami, a czasem niczym. Zupełną pustynią. Przeżyliśmy burzę solną (nie wiedziałam, że takie istnieją), burzę klasyczną, godziny rozmów i konkursy śpiewów (Andrew vs. Weronika). Głównym celem podróży było zwiedzanie Salt Lake City (Igrzyska Olimpijskie 2002), poznanie najmłodszego brata Andrew i jego żony i nieustanne otaczanie się lasami, jeziorami i górami. Wszystkie cele zostały osiągnięte, bawiliśmy się bardzo dobrze, spędzaliśmy ponad 10h dziennie na świeżym powietrzu i zobaczyliśmy inny stan. Zapomniałam wspomnieć, że Salt Lake City to już nie Kalifornia, a Utah :)
I figured I should start writing in Polish for my biggest fans that unfortunately don't speak English- my parents. So here I am again, writing a post on one of our last trips to Salt Lake City, Utah. Our main goal was for me to get to know Andrew's brother and his wife a little better and see something new. We accomplished all the goals and had a lot of fun! Kirsten and Cory's life looks super interesting, they try to get to know their area of living and places around (they've even skydived!) They were the best hosts and I'm glad I've met them; hopefully we'll see each other again on Thanksgiving!
Trenujemy pozy do sesji ślubnej ;)
Poszliśmy też na kręgle, bo nigdy nie byłam. Kręgielnia była w budynku uniwersytetu, dla studentów!
Jeden z fajniejszych dni do tej pory. Zjeżdżaliśmy jak na zjeżdżalni z wodospadu za nami! Woda była LO-DO-WA-TA.
A na koniec zjechaliśmy na sankach w lato :)

Sunday, September 22, 2013

Everywhere you look there's a heart, a hand to hold on to

Przebrała się miarka! Jestem tu już od ponad 2 miesiący, zrobiłam 500 zdjęć, odwiedziłam tonę nowych miejsc, przeżyłam masę swoich 'pierwszych' i czekałam zbyt długo żeby o tym napisać. Kiedyś uwielbiałam pisać (szczególnie po angielsku). Pisywanie pamiętników pomaga, szczególnie, gdy przez głowę przewija ci się 1000 myśli, a pamięci starcza ci na spisanie tylko połowy. To nie ma sensu, ale gdy jestem zajęta i nie mam czasu, każdą wolną sekundę spędzam na pisaniu, a jak mam masę czasu (i 'materiału') obijam się i zapominam o pisaniu. Prokrastynacja może być moim 'Ciemnym Pasażerem' (jak zabijanie dla Dextera), z którym się urodziłam i za nic nie mogę się pozbyć. Ostatnio myślimy razem z Andrew, że trzeba mi znaleźć hobby, coś czymś się będę pasjonować i co sprawi mi frajdę, więc pomyślałam, że kiedyś to było pisanie, więc mogę spróbować jeszcze raz (przestałam czerpać z tego radochę, kiedy zmuszono mnie do napisana pracy licencjackiej). Więc próbuję jeszcze raz i mam nadzieję, że nie skończy się na tym poście.


Kiedy miałam ok 10 lat, razem z bratem oglądałam 'Pełną Chatę'; ciężko było coś usłyszeć, bo głośność była na najniższym poziomie, ponieważ mama spała w tym samym pokoju, po nocnej zmianie w pracy. Ten serial jako pierwszy pokazał mi San Francisco i po głowie zawsze chodził mi tej fajny, czerwony most z intro. 10 później, przejeżdżając przez owy most i nucąc piosenkę z serialu, nie zmieniłam zdania- na żywo ten most wyglą jeszcze lepiej! To jedna z tych rzeczy, które widzisz w telewizji albo słyszysz od znajomych, którzy poróżują dookoła świata i myślisz "Fajnie masz..." w środku, ale "Zazdroszczę, szkoda, że ja nie mam takiej możliwości" w środku, i jestem przekonany na 99%, że miejsca się nie odwrócą. A tu proszę! Szczerze, San Francisco to jedno z moich ulubionych miast :)


That’s it. I’ve been here for over 2 months, have taken almost 500 photos, been to many new places, done tons of ‘firsts’ and waited too long to write about all of it here. I used to love to write, I would write a daily diary, think 1000 thoughts per second and write half of them down. It doesn’t make any sense but when I don’t have time I spend every free minute on writing, but when I have a whale of time, I do nothing. Procrastination might be my ‘Dark Passanger’ that I was born with and can’t get rid of. And since the hot topic of our last weeks has been finding something that I feel passionate about, I figure… hey, I used to love to write (but then I was FORCED to write 40 pages in fancy English and felt sick of my keyboard). So here I am, writing and hoping I won’t get bored with it after this post.
When I was around 10 I would watch ‘Full House’ with my brother; the volume had to be super low because my mom was sleeping in the same room because she had worked the night before. This was the first time I’d heard of San Francisco and thought ‘That is one cool red bridge’. 10 years later, crossing the bridge live, humming the ‘Full House’ theme song, my mind hasn’t changed. It’s one of those things that you see on TV or hear about from your friends who travel around the world and you are like ‘Cool story’ outside but ‘I wish it was me’ inside and you are 99% sure the tables won’t ever turn. I can honestly say that San Francisco is my favorite city.

Jak dotąd byliśmy w San Francisco dwa razy: w lipcu z rodziną Andrew i we wrześniu z jego przyjacielem. Za pierwszym razem zwiedziliśmy miasto po turystycznemu: Fisherman's Wharf, Pier 39 (znane z miejsca odpoczynku dla lwów morskich, podobno ZAWSZE tam przesiadują, oczywiście nie wtedy, gdy Weronika przyjeżdża do miasta), dużo chodziliśmy, jedliśmy, przejechaliśmy przez najbardziej krętą ulicę i Golden Gate Bridge. Nie jestem dobra w okazywaniu uczuć ani emocji, ale to był jeden z moich ulubionych dni w Stanach a w środku czułam się jak dziecko w Disneylandzie.

So far, I've been to San Francisco twice: in July with Andrew's family and in September with his best friend. The first time we managed we to see all the touristy sights, like Fisherman's Wharf, Pier 39 (and NO sea lions), we walked around the city, ate good food, drove through Lombard Street and the Cool Red Bridge  (yes, that's the other official name for it). I'm not really good at showing emotions but it was one of my favorite days in the States; inside, I was excited like a little kid in Disneyland.




 A w tle więzienie Alcatraz. There is Alcatraz behind us!
Wcześniej wspomniana kręta ulica. The Lombard Street.

Za drugim razem pojechaliśmy do San Francisco z przyjacielem Andrew, którego zna od dziecka, a ja poznałam właśnie tego dnia. Przyjemne doświadczenie, szczególnie, że nie sądzę, że kiedykolwiek spotkałam kogoś, kto zadawałby mi tyle pytań. Naszym głównym celem był mecz baseballu, na którym się nie znam, ale okazało się, że powoli zaczynam wszystko rozumieć, więc się nie nudziłam. Przed meczem mieliśmy kilka godzin więc poszliśmy do Parku Golden Gate i Japońskiego Ogrodu Herbacianego i pochodziliśmy po mieście.
The second time we drove to San Francisco with Andrew's best friend Joe whom I met on that day for the first time. Definitely a nice experience, I don't think I had ever met a person who would ask me more questions. Our main goal was going to a baseball game; surprisingly it was fun even for a baseball ignorant like me. We also went to Golden Gate Park, Japanese Tea Garden and walked around the city.
 Szczęśliwa i przerażona przed meczem. Being excited and scared at the same time!







 To właśnie tu nagrywali intro do Pełnej Chaty! The Alamo Square and Painted Ladies :)